sobota, 12 lutego 2011

SOBOTNIE PIŻAMOWANIE

Uwielbiam takie weekendy kiedy mam możliwość piżamować do południa.
I dziś to była właśnie taka sobota.
Niby termin egzaminu - ale dopiero o godzinie 16 :)
Porankowe olśnienie blaskiem słońca przebijający przez zasłonięte okno wprawiło mnie w bardzo! dobry humor! Wstałam więc bez marudzenia już! koło 9 :) Nie jest to równoznaczne z ubraniem się i pościeleniem łóżka. O nie!
Postanowiłam na śniadanie zrobić sobie przypominającą dzieciństwo kaszę mannę czy jak kto woli - manną. Uwielbiam ją z malinowym syropem :)


Widać na zdjęciu ową piżamę, kaszkę i górę notatek - cóż sesja trwa.
Po dzisiejszym egzaminie mogę jedynie powiedzieć, że spotkałam się pierwszy raz z tak... powiedzmy... 'nieprofesjonalnie' przygotowanym testem. Zobaczymy. Nie ma co wyrokować - jutro kolejny egzamin.

Dołączam się także do zabawy fotograficznej w Art-Piaskownicy. Choć nie dysponuję żadną ciekawą podłogą, ani dziecięcymi stopami... to jednak się upieram i dołączam:
Wracam do notatek, bo na jutrzejszy egzamin także nieco muszę jeszcze doczytać.

pozdrawiam-
ważka w trybie sesyjnym

niedziela, 6 lutego 2011

NADRABIAM ZALEGŁOŚCI CZ II

Tak, dziś druga część zaległości. Te są nawet nieco starsze - bo Mikołajowe jeszcze, aż wstyd się przyznać ;) ale nie wszędzie Mikołaj miał łatwą drogę dotarcia...
I dopiero dziś zostały rozdane:
Gra planszowa - popularnie zwana 'Chińczykiem'. Zrobiona w całości przeze mnie (poza kostką do gry - bo jak dziś ustalaliśmy mogłaby być nieco przekłamana)
 Jak widać pionki ulepione są z masy termoutwardzalnej 'fimo'. Każda z obdarowanej czwórki osób ma szczególnie do siebie dobrany komplet 'pionków'. Plansza w ulubionym kolorze;) Mocno symboliczne - co tu dużo mówić.
Kolejny prezent już bardziej filcowy - broszka:
Nie jest ona mego pomysłu. Pewnikiem gdzieś podpatrzona. Gdzieś zawężę wyłącznie do blogów widocznych po prawej stronie pod hasłem: filcowo.

Kolejne całkiem już filcowe:
Frywolny komplet czarno-czerwony, dla M.
Breloczkowy ochraniacz na klucze - dla głowy Rodziny MMS-ów - M.
i ostatni prezent to ścianowy ozdobnik - może nad łóżeczko małego Stasia:
I to tyle z prezentów nie wręczonych - do dziś ;)


Ostatnia zaległość to kulinarne odkrycie: kulki ze skondensowanego mleka
PRZEPYSZNE i nie wymagają piekarnika. Zgodnie z tym co napisała Autorka dobrze jest je zamrozić. Naprawdę nabierają wtedy innego smaku. Ja część zrobiłam zgodnie z poleceniem. Drugą połowę jednak chciałam dla złamania słodkości zalać nieco gorzką czekoladą - z otartą skórką pomarańczy. Jednak nie udało mi się w czeluściach internetu znaleźć przepisu na takową (no poza 'kup gorzką czekoladę i rozpuść w garnuszku') więc była owszem pomarańczowa ale i słodka - niemiłosiernie. Ale po zamrożeniu jest Świetna!!!
Polecam!
Tyle. Mam już bardzo, bardzo mało zaległości :) albo i możliwości by je sfotografować i jeszcze je pokazać.
Zatem obiecuję - kolejne to już nowe prace.
Dobrej nocy >|<

NADRABIAM ZALEGŁOŚCI

Mam tutaj masę zaległości - ale odwołując się do poprzedniego postu - nic się nie zmieniło. Do owego magisterskiego czasu doszedł jeszcze czas sesyjny...
Mimo wszystko jednak w całym tym wariactwie trochę czasu udaje się wyszarpnąć.
Na początek kulinarne twory:

znów mandarynkowo, więc znów odwołuję się do TEGO miejsca (przepis znaleziony)
ciastka genialne! i można nabyć ciekawej umiejętności - ścierania skórki z mandarynki;)

W między czasie powstały także naleśniki ze szpinakiem z sosem z sera pleśniowego - celowe jest umieszczenie tak rozbudowanej nazwy ponieważ z jej całej dla mnie rzecz jadalna kryje się wyłącznie ze słowem naleśniki - o jakież było moje zdumienie gdy okazało się inaczej. Ja zamiast sera rokpol dodałam błękitny 'lazur'. Zdjęć niestety nie mam - te rozgrywki niestety przegrał Zygmunt - bo jak wiadomo z głodem wygrywa tylko znany serek;)

Kolejne powstały pączki:

trudno je jednak do końca nazwać pączkami bo eksperymentów było jeszcze za mało. Trzeba robić je zdecydowanie grubsze - podwójne kółka najlepiej jest nakładać. Smakują bardzo podobnie do pączków wiedeńskich i są naprawdę łatwe do wykonania. Polecam.

Dalej także będzie twórczo choć... nie kulinarnie.
Powstał kolejny z bohaterów ulicy sezamkowej - ELMO:

za jakość zdjęć odpowiadam ja - i potwornie wczesny świt kiedy je robiłam ;) Kolejnych zrobić nie mogę bo oddaliły się znacząco:)

Z twórczych rzeczy mogę pokazać jeszcze tylko około podróżnicze twory:
otóż wróciłam do robienia na drutach na nowo zachęcona powyższym pismem. Ciekawym jest że o jego pojawieniu się na rynku nie wiem z TV jak większość świata;) tylko z blogów - akcja była szybka i udało się jeszcze w kioskach znaleźć. Tworów powstało kilka powyższe to dość praktyczne wykorzystanie koniecznej według autorów pisma - próbki. Ja zrobiłam próbkę i przerobiłam na telefonowy ocieplacz ;) Nad kolejnymi numerami mocno się zastanawiam bo cena rośnie - jak to zwykle bywa. Kusi mnie jednak nauka nowych ściegów... zobaczy się.

Na koniec tylko dla wytrwałych zostawiam raport z odbytej podróży. Miejsce dość dziwne na zimowe odpoczywanie od biegnącego czasu - ale latem to już zupełnie sobie nie wyobrażam.
Bywa że cieszę się z posiadania Rodziny nieco oddalonej (jeśli o trzystu kilometrach można mówić NIECO).

na dobry początek - by było jasne gdzie mnie poniosło

Poniższe zdjęcia to swego rodzaju tradycja - Pan Ktoś - podróżnik! Poznał już niemal wszystkie większe miasta Polski;)

kilka zaskoczeń i zachwytów:
bezkresem
niezwykłością kamienic
niby zwykły płot... a jednak...
może to sposób na niewielki retusz faktu iż w centrum miasta są dość dziwne prace budowlane

kolor! nie mogłam się oprzeć
Na dowód że tam byłam:) pierwszy chyba raz na zamarzniętym plażowym piasku:

A na koniec moja towarzyszka dworcowego oczekiwania - choć pewnie bardziej towarzyszyła ciastku które zjadałam niż mnie... ale jednak:

Mam jeszcze sporo zaległości. Masę prac do pokazania. Naprawdę nie próżnuję - choć czas na obróbkę i napisanie kilku zdań przychodzi jako ostatni.
Ciepły uścisk dla wszystkich którym udało się dotrwać do końca.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...