Pisanie pracy magisterskiej... nie wiem jak wygląda ten wycięty z życiorysu czas na innych kierunkach, ale mnie pedagogika opasłością opisowych prac po dwakroć powaliła.
Dni, więc robią się jednakowe: morderczy poranek i równie morderczy bieg w celu zdążenia na środek transportu wewnątrzmiejskiego. W nim dwa sposoby na spędzanie czasu - sen... czasem nawet dość konkretny i wyrafinowany (chyba człowiek ma jakiś czujnik wmontowany czy coś - jeszcze nigdy nie przespałam przystanku!!!!!! ;)) bez tajniactwa siadam opieram gdzieś głowę - byle tylko był to nieruchomy element owego środka transportu i jadę... jadę... jadę... później nagłe ożywienie... MÓJ PRZYSTANEK! więc pęd... przesiadka i... i... wracamy do czynności poprzedniej ;) i jadę... jadę... jadę i kolejne ożywienie bo kolejny MÓJ PRZYSTANEK! i KOLEJNA!(tak nie ma tu pomyłki, przesiadeczki dwie - trzy środki komunikacji)!! przesiadka. Tutaj dłuższe przystankowe oczekiwanie, dochodzę, więc do siebie... jest autobus. Ostatnia prosta, kilka chwil czasem okraszone wspólną drogową rozmową... jestem u celu. Miejsce mej pracy zdobyte, oczy zaczynają istnieć pod określeniem 'szeroko otwarte' - doskonały moment by rozpocząć pracę. [Ten element opatrzę cenzurą - papier o tajności i poufności danych podpisałam, więc Ciiiiii.....] Wychodzę z pracy (szczerze żałuje, że i w realu te 8h nie wygląda równie miło - tak szybko). Znów radosne przesiadeczki ale tym razem w przeróżnych połączeniach - powrót do domu przestał być szablonowy odkąd mam 'tyle możliwości' by wystać się na przeróżnych przystankach na których kursują wyłącznie autobusowe WIDMA ;) Bywa i tak że w podróży powrotnej zabieram się za prace ;) te mniej umysłowe - kiedyś trzeba;) Jeśli więc zdarza Ci się napotkać w MPK kogoś kto plącze nić tworząc frywolitkowe ozdobniki - zapytaj czy jest autorem tych słów. Niemal pewnik że usłyszysz: "tak" ;) Kiedy uda mi się dotrzeć do domu po kilku chwilach ogarniam swoją przestrzeń i siebie w tej przestrzeni ;) i zasiadam do klepania w klawiaturę. Kika pierwszych chwil - zachwyt 'trzecie zdanie - jest dobrze'. Po dłuższych kilku chwilach, zachwyt gaśnie - 'kolejne zdania zniknęły w czarnej dziurze'. I tak w kółko. Zdarza się także osiągnąć bilans inny niż ZERO. Później, a jest to zwykle już dzień następny... kilka chwil by zrobić jeszcze to, i to, i to, i to... a wreszcie: sen... sen... sen... sen... morderczy dźwięk budzika i mamy kolejny poranek... kolejne przesiadki...
Byle do czerwca!
Sporo tego tekstu - świadomam. Ale nadszedł czas na nieco bardziej frywolne zdania niż te MAGISTERSKIE.
Na koniec kilka zdjęć, prac niewiele... przyjdzie na nie czas...
Kilka chwili pierniczkowego poświątecznego szaleństwa z Panną Dobrą Wróżką... i jej kardamonem w ziarnach ;)
Zachwyt smakiem naleśników z mandarynkowym nadzieniem (swoją drogą czy jest COŚ* co nie nadaje się jako dodatek do naleśników??) a mandarynkowo zapraszam tu :)
*coś myślę: jadalnego
A twórczo frywolitki - tramwajowe - autorem zdjęć nie jestem (ja zimową porą oddaję radość fotografowania Innemu Spojrzeniu) Zapraszam :) (standardowo - jeśli klikniesz na foto otworzy się przed Tobą zaczarowany świat... większa fotografia ;) )
blady róż |
biel |
multikolor |
frywolnie na filcu |
fiolet-multikolor |
fiolet wyfilcowany igłami |
jasny fiolet |
zieleń |
Jeśli spotkasz kiedyś w autobusie człowieka z frywolitką w ręce... to wbrew 'Elektrycznym Gitarom' [...wsiadł do autobusu człowiek z (...) Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie
Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic...] powiedź będzie mi miło ;)
>|<
Tak plastycznie to wszystko opisałaś, że zobaczyłam Cię i śpiącą rano i frywolnie frywolitkującą po południu w różnych środkach transportu.
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu. Sama walczę z pracą doktorską i powiem Ci jedno - jeśli bilans wychodzi na zero to jeszcze nie jest tak źle, gorzej jak zaczyna być ujemny co mię się czasem zdarza. I to jest dopiero frustrujące. Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu. Ania B-M
Ach, z tego wszystkiego zapomniałam o najważniejszym - fantastyczne wytwory. Podziwiam :) Kompletnie nieuzdolniona manualnie Ania B-M
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAniu, bardzo bardzo dziękuję. Wspieram równie mocno w doktorskiej pracy... Pamiętam dzień Twojej obrony pracy magisterskiej ;) A twory manualne... trzeba tylko odważyć się odkrywać, eksperymentować i odnaleźć najodpowiedniejszy dla siebie;) Takie moje zdanie. Ja ciągle szukam ;)
OdpowiedzUsuńWartka i niezwykle frapujca historia, jak dobry poczatek filmu akcji, w dodatku nie byle jakiego (choc tak naprawde opisalas Wazko tylko zwyczajny i "zaspany" poranek )...Bravo. I oklaski za wytrwałość w zasiadaniu do pisania magisterki. Sądząc po stylu będzie naprawde dobra. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńniezwykle Ci za zdania Twoje dziękuję !
OdpowiedzUsuńTeraz trwała walka o to czy mam szansę z tą magisterką na ten rok jeszcze - czyli ogólnie rzecz biorąc - sesja.
Lecz czyż te naukowe dyrdymały nie są tylko jednym maleńkim okruszkiem, maleńkim pyłkiem...
ech...
Dziękuję!
Będą pyłkiem, okruszkiem, drobinką jak je już zdasz, czego Ci szczerze Ważko życzę! Pozdrawiam serdecznie i kciuki zaciskam. m.
OdpowiedzUsuń