Ja nie umiem żyć z codziennym kalendarzem. Dlatego także wiele spraw mi umyka. Parę lat temu gdy łączyłam dwa miejsca pracy, dodatkowo zaocznie studiując i jeszcze próbując działać w Fundacji - bez kalendarza nie potrafiłabym funkcjonować. Teraz ograniczam się najwyżej do grafiku - który wyznacza dni w pracy. I tyle mi wystarczało. Mimo to są sprawy które trzeba załatwić - coś zrobić, o czymś pamiętać...
Powrót do codziennego kalendarza uznałam za niemożliwy. Nie będę do niego zaglądać - to pewnik.
Dumałam...
Pojawił się pomysł po przejrzeniu tej propozycji. Zmodyfikowałam ją nieco, dostosowując do moich oczekiwań ale i do moich możliwości.
I oto mam:
Do mojego dość już wysłużonego notatnika/kapownika dołożyłam sobie "wkładkę", która trochę wspomoże moje planowanie i pamiętanie.
A tak powstawała owa wkładka.
Zaprojektowany i wydrukowany wzór oddałam do laminowania:
Wyszperałam z zapasów domowych przeróżne pisaki - okazało się, że jest dość ubogo w kolory (będę to chciała zmienić :)) ale ważne było by się dały łatwo zetrzeć/zmyć.
Zetrzeć można z foli przy pomocy gumki:
Albo używając specyfiku na spirytusie - u mnie wygodny w aerozolu/mgiełce.
I niezależnie od metody zmycia napisu z foli - można zaczynać od początku:
Tyle zmian poszło lawinowo za drobnym dodatkiem do kapownika...
Polecam wszystkim, którzy z kalendarzem żyją na bakier.
Dodam tylko w sekrecie, że dziś już wkładka ma więcej barw:) bardziej cieszy me oko.
Pozdrawiam, w.